wtorek, 26 maja 2015

127 GODZIN

Danny Boyle, twórca oscarowego „Slumdoga”, znów nakręcił film o człowieku znikąd, który zdobywa sławę wyłącznie siłą własnego uporu. „127 godzin” to obraz zupełnie inny od poprzedniego dzieła Brytyjczyka. Co nie znaczy, że gorszy.
Bohater pakuje się do drogi. Bierze ze sobą sprzęt wspinaczkowy, manierkę z wodą, mapę, ale zapomina szwajcarskiego scyzoryka, czego potem będzie bardzo żałował. Zostawia za sobą cywilizację symbolizowaną przez neony Burger Kinga, KFC i Starbucksa i wyrusza na podbój dziczy. Jeszcze nie wie, że wróci dopiero pięć dni później, straciwszy półtora litra krwi i jedną rękę, ale bogatszy w niepowtarzalne przemyślenia.
Tak zaczyna się historia, która wydarzyła się naprawdę. W 2003 r. 27-letni Aron Ralston podczas wycieczki po pustyni w stanie Utah został uwięziony w kanionie po tym, jak spadający głaz przygniótł jego prawą rękę. Po tytułowych 127 godzinach opresji zdesperowany podróżnik odciął sobie zmiażdżone przedramię tanim scyzorykiem i zszedł w palącym słońcu z 20-metrowej ściany, żeby w końcu odnaleźć pomoc. Jak potem mówił, gdyby helikopter ratunkowy wypatrzył go zaledwie pół godziny później, umarłby z upływu krwi. Dziś jednak żyje, ma się dobrze i dalej zdobywa niedostępne części świata. Polecam i pozdrawiam Markopolo97 Pamiętajcie żeby się nie poddawać ...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz