środa, 6 maja 2015

MOST DO TERABITHII

Mały rozgłos. Reklama informująca, że oto wychodzi nowy film o tajemniczym przejściu do magicznej krainy - film miły, lekki, dla całej rodziny. Tak miało być. Ale tak nie jest. Dopiero teraz, długo już po kinowej premierze, miałem okazję obejrzeć "Most do Terabithii". Spodziewałem się - pewnie jak większość widzów - plagiatowej baśni, całkowicie wzorowanej na "Opowieściach z Narnii", a dostałem coś zupełnie innego. Dostałem coś, co dogłębnie mnie uderzyło i zabolało. Ale nie jest to uczucie spowodowane kiepskim kinem, tylko trudny do opisania stan - pustki, przygnębienia? Naprawdę ciężko jest to opisać. Zanim będę kontynuować, mam jedną prośbę: każdy, kto ma zamiar zabrać się za obejrzenie "Mostu do Terabithii", niech sobie uświadomi - to nie jest typowa baśń, kino fantastyczno-przygodowe, tylko pouczający, psychologiczny dramat z elementami fantastyki. A jak już to sobie człowiek uświadomi, to może zasiąść do obejrzenia filmu. Doskonałego filmu.
"Most do Terabithii" opowiada historię 11-letniego chłopca o imieniu Jesse (Josh Hutcherson), który to pewnego dnia spotyka na swojej drodze samotniczkę Leslie (AnnaSophia Robb). Dziewczyna ma niezwykle bogatą wyobraźnię i talent pisarski, natomiast Jesse ma wrodzoną umiejętność malowania i rysowania. Z czasem między rówieśnikami zawiązują się silne więzy przyjaźni. Pewnego dnia młoda para odnajduje w pobliskim lesie miejsce, które staje się ich samotnią - Terabithiię, czyli magiczne królestwo, w którym wszystko jest możliwe. W krainie wyobraźni i marzeń Jessie i Leslie spędzają bardzo wiele czasu; nie muszą się tam martwić codziennymi problemami i smutkami. Są razem, co sprawia, że są szczęśliwi. Jednak prawdziwe życie jest inne - mniej przyjazne i brutalne, o czym pewnego dnia przekona się sam Jessie. Stanie się bowiem coś, co każdemu odebrałoby chęć do dalszego egzystowania. Coś niespodziewanego, niewyobrażalnego, ale niestety - prawdziwego. Polecam i pozdrawiam Markopolo97




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz